Podróżowanie po Norwegii autostopem jest jak najbardziej możliwe, legalne i przyjemne, wymaga jednak nieco cierpliwości i wyobraźnie. Cierpliwości nie trzeba tłumaczyć - zna to każdy autostopowicz. Wyobraźnia jest natomiast potrzebna do zrozumienia sposobu myślenia lokalnych kierowców. Po pierwsze posiadanie przynajmniej jednego samochodu jest w Norwegii normą, dlatego i podwożenie innych do popularnych nie należy.
Pierwszą myślą Norwega widzącego kogoś machajacego przy drodze może być "zepsuł się biedakowi samochód". Zdarza się (doświadczyliśmy na własnej skórze), że kierowcy zatrzymywali się i... pytali o drogę, po czym z uśmiechem ruszali dalej, sami. Dlatego szukając okazji najlepiej stawać w miejscach, gdzie kierowca bez kłopotu się zatrzyma, a my będziemy mieli czas na wyjaśnienie o co nam chodzi (polecamy stacje benzynowe i zatoczki postojowe).
Łatwiej nam będzie „złapać okazję” na wschodzie kraju, gdzie porównywalnie jest mniej turystów, którzy zazwyczaj nie mają już w samochodzie nawet kawałka wolnej przestrzeni. Nad fiordami dobrym miejscem do łapania stopa są przystanie promowe. Łatwiej namówić kogoś na podwózkę, gdy akurat czeka na prom i mu się nie spieszy.
Na północy z kolei kierowcy z racji ogólnie trudnych warunków są zdecydowanie bardziej chętni do pomocy. Tu jednak pojawia się inny problem – miejscami natężenie ruchu jest wręcz znikome, czyli automatycznie nasze szanse na szybką podwózkę również bardzo niskie.