Rozpocząć trzeba od tego słowa. Oznacza ono wspólną, nieodpłatną pracę na rzecz społeczeństwa. A jest tak ważne, ponieważ dugnad wygrało w plebiscycie telewizyjnego programu językowego Typisk norsk na najbardziej norweskie słowo! Czy można sobie wyobrazić, by w Polsce wyrażenie pomoc sąsiedzka, albo czyn społeczny wygrało taki konkurs? Raczej nie. A dugnad to właśnie coś pośredniego pomiędzy tymi dwoma wyrażeniami. Wspólnie buduje się stodołę sąsiada, ale też plac zabaw w miasteczku, czy sadzi drzewa na osiedlu.
Drugie miejsce we wspomnianym plebiscycie. To słowo budzi powszechne zainteresowanie wśród obcokrajowców. Gdy ktoś słyszy je po raz pierwszy, zastanawia się, co tak przeraziło jego rozmówcę... Albo może ma atak serca... A jest to po prostu ja (czyli po polsku tak), wymawiane na wdechu. I nie oznacza wcale przerażenia, a raczej potakiwanie i akceptację dla słów rozmówcy.
To też słowo-przerywnik. Jest mniej więcej odpowiednikiem polskiego słowa hę. Zależnie od intonacji może oznaczać pytanie lub zdziwienie. Podczas, gdy polskie hę jest oznaką wiejskiego pochodzenia, a nawet pewnego prostactwa, w Norwegii hæ używane jest powszechnie i nikogo nie razi. No, ale tam wszyscy pochodzą ze wsi...
Dosłownie to „życie na powietrzu”. Nie oznacza bynajmniej bezdomności, lecz aktywność fizyczną na łonie natury, np. narty, wędrówki po górach, czy po prostu codzienne spacery. To bardzo popularne słowo wśród Norwegów. Bo też friluftsliv jest nieodzowną częścią ich życia, albo raczej... jest sposobem na życie. Aż 80% Norwegów deklaruje, że co najmniej raz w tygodniu są aktywni fizycznie!
Nawet małe dzieci spędzają mnóstwo czasu na powietrzu, i to niezależnie od pogody. Norweskich rodziców czasem dziwi, kiedy w innych krajach w czasie deszczu dzieci chroni się w domach. Jak to? Przecież wymyślono kurtki przeciwdeszczowe i kalosze...
Kanapki na drogę. Wydawałoby się, że tak zamożny naród nie zawraca sobie głowy robieniem kanapek, tylko stołuje się w restauracjach. Nic z tego! Norwegowie zawsze zabierają na wycieczkę (ale także do pracy) matpakke. I w dodatku są to kanapki misternie przygotowane – przełożone specjalną bibułką, aby można było zjeść każdą kromkę osobno.
Zwany także geitost to tradycyjny, brązowy ser z dodatkiem koziego mleka. Ma on specyficzny słodkawy smak, o lekkim zabarwieniu toffi. Brunost kroi się na cieniutkie plasterki (specjalnym nożykiem) i zjada najczęściej z dżemem. Badania rynku wykazały, że prawie 90% norweskiego społeczeństwa nie wyobraża sobie życia bez brunost.
Wyluzuj! Norwegowie to naród spokojny. Gdy ktoś czasem zapomni się i jest szczególnie zestresowany, rodacy tymi słowami uświadamiają mu, co w życiu jest ważne.
A skoro o wyluzowaniu i odpoczynku mowa, to o słowie hytta też trzeba wspomnieć. To domek letniskowy – tylko z nazwy, bo często są to domy z przeznaczeniem także zimowym... Większość Norwegów ma takie domki (albo ma je w planach). Najczęściej w atrakcyjnych miejscach, czasem blisko domu, a czasem w odległości nawet kilkuset kilometrów. Zazwyczaj Norwegowie starają się wieść w hytta maksymalnie proste życie i być jeszcze „bliżej natury” niż zwykle, np. bez prądu, telewizora i w ogóle z dala od wszelkiej cywilizacji.
To słowo trafnie oddaje ciepły nastrój panujący w norweskich domach. Dosłownie oznacza mniej więcej przytulny, miły. Ale Norwegowie używają go bardzo często i to nie tylko w odniesieniu do swoich domostw. Koselig może być także spotkanie przyjaciół, pluszowy miś, czy bawiące się dziecko.
Na deser słowo, które być może wiele osób zadziwi. Bunad oznacza bowiem strój ludowy. Dlaczego jest to tak ważne słowo dla norweskiej rzeczywistości? Ponieważ strojów ludowych używa się tu jeżeli nie na co dzień, to przynajmniej często. Zwyczajem jest, że dziewczyny w dniu konfirmacji otrzymują w prezencie bunad i używają go potem z okazji świąt, wesel i ważniejszych uroczystości. A nie jest to mały wydatek, ponieważ koszt takiego stroju to nierzadko około 20 tysięcy koron (ponad 10 tysięcy złotych).