Jezioro jakich wiele na Północy. Wąskie i długie na kilkanaście kilometrów, z najgłębszym miejscem sięgającym 153 metrów – nic imponującego jak na norweskie warunki. Za to według legend, Seljordsvatnet posiada podziemne połączenie z morzem. Czy to możliwe, że pełne nisz i rozpadlin dno, skrywane przez mroczną, lodowatą wodę stanowi kryjówkę stworzenia, które – w świetle relacji tubylców – pojawia się co jakiś czas na powierzchni?
Pierwszy dokument dotyczący sjøormen, czyli morskiego węża, pochodzi z drugiej połowy XVIII wieku. Według zapisków, pewien włościanin z osady Bø podczas przeprawy przez jezioro doświadczył spotkania z bestią, która wywróciła holowaną łódkę. Ową przygodę można byłoby przypisać gwałtownej fali, bujnej wyobraźni lub działaniu pochodnych etanolu, gdyby nie fakt, że od tego czasu pojawiło z górą pół tysiąca innych świadków. Im także było dane zetknąć się z czymś niezwykłym. To coś jest czarne i ma, według wielu opinii, silnie wydłużony, wężowaty korpus o długości około 8-15 metrów. W części relacji pojawiają się kostne wypustki na grzbiecie lub garby. Przy czym jedni świadkowie upierają się, że łeb stwora przypomina końską głowę, a inni – że raczej krokodyla, węża lub... jelenia. Są też opinie, że to jakiś nieznany nauce rodzaj gigantycznego węgorza.
Tak czy inaczej, do mieszkańca jeziora przylgnął przydomek Selma, wymieniany dziś obok takich sław, jak szkocki Nessie, amerykański Champ czy kanadyjski Ogopogo. Nie trzeba zresztą daleko szukać – szwedzkie jezioro Storsjön szczyci się podobną, tajemniczą wkładką o wdzięcznej nazwie Storsie.
Kolejne ciekawe doniesienia pochodzą z roku 1963. Torje Lindstøl opowiedział o dużym zwierzęciu z głową jelenia, a Walther Berg o czymś, co mierzyło z grubsza 10 metrów i wydawało się odpoczywać na powierzchni jeziora. Ponieważ wzdłuż brzegów Seljordsvantet biegną drogi, niemało obserwacji poczyniono z samochodów. W roku 1995 Kari Aake wraz z rodziną oraz innymi przygodnymi kierowcami zaobserwowali aż pięć dziwnych osobników. Wszyscy zatrzymali pojazdy, by obserwować tajemniczą eskadrę, która po chwili zniknęła pod wodą.
Wielką sensację wywołała relacja dwóch pracowników firmy Sensair A/S, zajmującej się sporządzaniem dokumentacji lotniczej i monitoringiem z wykorzystaniem śmigłowców. 11 listopada 2010 roku, podczas lotu inspekcyjnego w okolicach Seljrod, Even Birkeland i Eddy Dale dostrzegli na wysokości cypla Sinnesodden dwa tajemnicze, ruchome cienie. Przy czym jak na cienie zachowywały się dziwnie: zmieniały kierunek, płynąc z prędkością około 15-20 km/h. Po 6-7 sekundach jeden po drugim dały nura w głębinę.
Trudno uznać je za zjawy, skoro pozostawiły po sobie fale. Birkeland i Dale wykonali serię zdjęć – obiegły one niemal wszystkie media, budząc Norwegów z jesiennego letargu. Obaj panowie, trzeźwi na umyśle technicy, słyszeli wprawdzie o jakimś tajemniczym mieszkańcu Seljordsvatnet, ale nie brali tych opowieści na poważnie. Listopadowy lot najwyraźniej to zmienił.
Mnogość relacji przyciągnęła do Telemarku badaczy zjawisk, wobec których nauka jest bezsilna lub przezornie trzyma się z daleka. Podejmowano ekspedycje poszukiwawcze, realizowano szalone projekty – wszystko na próżno. No, może niemal na próżno...
W roku 2000 międzynarodowy zespół badaczy pod wodzą Sundberga podjął próbę złapania młodego osobnika do specjalnie skonstruowanej sieci. Założono bowiem, że Seljordsvatnet jest siedliskiem stada przedpotopowych endemitów. Relację z tej ekspedycji przygotowała amerykańska stacja CNN. Wprawdzie Selmy nie schwytano, ale ponownie udało się nagrać ni to pochrumkiwanie, ni to porykiwanie, bo dźwięków tych nie da się jednoznacznie zakwalifikować. Poza tym, na dnie odkryto dziwne leje, przypominające kryjówki morskich śluzic. Być może to coś wykorzystuje je, by skryć się przed sieciami, sondami i czujnikami?
Doniesienia o potworze lub czymś, co może być za niego brane, zdarzają się co roku – najczęściej latem, w upalne dni. Nic dziwnego, że położony przy drodze E 134 kemping w Seljord pęka wówczas w szwach. Turyści ciągną tu, by połączyć wypoczynek z podnoszącą ciśnienie przygodą: a nóż uda się coś zobaczyć na horyzoncie? Chociaż niekoniecznie, bo Selma podpływa także blisko plaży, niedaleko baraszkujących w wodzie letników. Warto zatem co jakiś czas kontrolnie łypnąć okiem na jezioro, mając na kocyku, gdzieś pod ręką, kamerę, aparat lub telefon.
Aby ułatwić wypatrywanie Selmy, w 2011 roku w sąsiedztwie kempingu zbudowano 17-metrową drewnianą wieżę Seljordstårnet. W lipcu 2012 roku z Seljordstårnet sfilmowano krążącą w pobliżu Selmę i są to jak dotąd najlepsze ujęcia potwora z Seljordsvatnet. Szczęściarą okazała się 17-letnia Lisbeth Vefall, która wraz z rodziną znajdowała się na wieży. Sensacyjne nagranie rozpowszechniła norweska telewizja TV2 – można je obejrzeć także na YouTube.
Tekst: Marcin Jakubowski / Zew Północy