I tylko ten fakt jest wystarczającym powodem, by rozłożyć mapę Norwegii i rzucić okiem na norwesko-szwedzkie pogranicze, jakieś 60 kilometrów na południowy-wschód od Trondheim.
Jak to często w historii bywało, o wszystkim zdecydował przypadek. Gdy w roku 1644 farmer Hans Olsen Aasen wybrał się w okolice Storvola, mniej więcej dziewięć kilometrów na północny-wschód od dzisiejszego Røros, upolował dorodnego renifera. Zwierzę, padając, przewróciło kamień, który dziwnie połyskiwał. Tak mogła błyszczeć tylko ruda miedzi. Tyle legenda, ale jest faktem, że już tego samego roku powstała górnicza kompania. Rudy było na tyle dużo, że w 1646 roku nad rzeką Hitterelva zaczęła dymić huta, a wraz z nią rozpoczęła się historia Bergstaden Røros – górniczego miasta Røros.
W czasie wojen skańskich pojawili się tu Szwedzi, niszcząc miasteczko, zdarzały się też katastrofalne pożary. Ale miedziowy biznes kwitł mimo tych przeciwności. Szczytowy okres prosperity przypadł na czas od połowy XVIII wieku do roku 1814, gdy wraz z norweską emancypacją i wprowadzeniem unii ze Szwecją przywilej Cirkumferensretten skasowano. Później już nie było tak różowo, choć produkcję udało się utrzymać aż do roku 1977. Tym samym, po 333 latach Røros kobberverk przeszła na karty historii jako jedna z najdłużej działających spółek górniczych na świecie.
Odwiedzając Røros nie sądźmy, że trafiliśmy do twierdzy wojującego feminizmu. Wszędzie, łącznie z herbem miasta, widoczny jest bowiem znak Wenus, powszechnie odbierany jako symbol kobiecości, czy szerzej – pierwiastka żeńskiego. Dawniej alchemicy właśnie tak oznaczali inny pierwiastek – miedź.
Miasteczko posiada niezmieniony od XVIII wieku układ – jego osią są dwie proste, równolegle ulice. W doskonałym stanie zachowało się około stu drewnianych domów i budynków gospodarczych, pochodzących głównie z XVIII i XIX wieku. Jedno- i dwupiętrowe domy z bali odzwierciedlają specyfikę przemysłowo-rolniczego Røros, zamieszkiwanego przez ludzi dzielących czas między pracę w spółce a typowo rolnicze zajęcia.
Domostwa były przystosowane do hodowli zwierząt – to także nie zmieniło się w architekturze. Część z nich mieści dziś galerie, pracownie rzemieślnicze, sklepiki, restauracje. Szczególnie malowniczo prezentują się domy stojące nad Hitterelvą – przy Sleggveien, czyli ulicy Żużlowej. Ich trawiaste dachy kontrastują z burością hałd, skrywających hutnicze odpady. Mieszkali tu ludzie samotni, rzemieślnicy i ci, którzy nie posiadali farm, nie hodowali zwierząt. Z żużlowych hałd rozciąga się świetny widok na miasto.
Wizytówką miasteczka jest barokowy Bergstadens Ziir z 1784 roku. To jeden z największych kościołów w kraju, zdolny pomieścić niemal wszystkich ówczesnych mieszkańców – miejsc jest bowiem 1 600! Nietypowym rozwiązaniem architektonicznym są loże: honorową umieszczono ponad ołtarzem, a vis-à-vis niej – królewską. Całość bardziej przypomina wnętrze teatru niż świątyni.
Na uwagę zasługują oczywiście kopalnie (gruve). Na północny-wschód od miasteczka działały Gamle Storwartz Gruve i Ny Storwartz – ta ostatnia była najcenniejsza dla Røros kobberverk. Na wschodzie fedrowały Hestkletten, Christianus Qvintus, Nyberget, Nye og Gamle Solskinns Gruve oraz Kronprins Olavs Gruve, znana bardziej jako Olavsgruven. Północny front reprezentowały Kongens Gruve, Rødalen Gruve, Christianus Sextus Gruve i Killingdal Gruve. Killingdal została zamknięta jako ostatnia – w 1986 roku, będąc jedną z najgłębszych kopalń Północy, z poziomem eksploatacyjnym 550 metrów. Spośród nich dwie – Nyberget i Olavsgruven – są udostępnione zwiedzającym.
W 2010 roku decyzją UNESCO do obszaru chronionego włączono także drogę zimową z Røros do Falun w Szwecji, którą przemierzały na saniach konwoje z zaopatrzeniem, oraz obszar zabudowy górniczej Femundshytten.
O tym, jak żyło się w Røros, opowiadają dzieła pochodzącego stąd Johana Falkbergeta (1879-1967). Jego przetłumaczona także na polski książka Chleb Nocy: An-Magritt (Wydawnictwo Poznańskie, 1974) stała się kanwą filmu An-Magritt z Liv Ullman w roli głównej.
Najważniejsze wydarzenie w miasteczku to odbywający się od roku 1853 jarmark Rørosmartnan. Nie trzeba znać dat – wystarczy zapamiętać, że to pięciodniowa impreza, rozpoczynająca się zawsze w ostatni wtorek lutego. Bierze w niej udział wielu wystawców – na miejscu można kupić wyroby rękodzielnicze, tradycyjne smakołyki, przyjrzeć się pracy rzemieślników i oczywiście skorzystać z bogatej oferty kulturalnej i rozrywkowej.
Ostatnio Røros odniosło kolejne sukcesy na polu dbałości o tradycję. W styczniowym konkursie Det Norsk Måltid, promującym norweskie specjały kulinarne, w kategorii produktów mięsnych zwyciężył udziec młodego renifera produkcji Røroskjøtt, a w kategorii produktów mlecznych – masło Røros Smør z mleczarni Rørosmeieriet.
Chociaż to Środkowa Norwegia, Røros nie ustępuje północnemu regionowi Finnmark pod względem surowości klimatu. Z uwagi na wysokość (600-700 m n.p.m.) i wyraźny kontynentalizm, zimy są tu wyjątkowo surowe, nierzadko z temperaturami poniżej -400C. W dodatku znaczna część tutejszego Grenselandet – norwesko-szwedzkiego pograniczna – to jedne z największych niezmienionych przez człowieka obszarów w Skandynawii. Płaskowyż Rørosvidda i sąsiednie góry, z dwoma parkami narodowymi – Forollhogna i Femundsmarka – są siedliskiem dzikich reniferów.
A skoro renifery, to są i Saamowie. Okolice Røros to południowa rubież Sápmi – ich ojczyzny, rozciągającej się aż po półwysep Kola w Rosji. Jedna z miejscowych saamskich rodzin oferuje przejażdżki reniferowym zaprzęgiem. Nie trzeba przy tym posiadać karty woźnicy – każdy Rudolf doskonale wie, co ma robić.
Trondheim kursują autobusy i pociągi, jazda samochodem z Oslo zabierze około pięciu godzin. Jeśli czasu nie jest wiele, można skorzystać z samolotów Widerøe, obsługujących trasę Oslo-Røros (lot trwa 50 minut). Najlepiej z podniebną sieciówką Widerøe – Explore Norway Ticket, zapewniającą dowolną liczbę lotów w ciągu dwóch tygodni.
Autor: Marcin Jakubowski / Zew Północy